• Sekretariat, Intendent: poniedziałek - piątek 7:00 - 15:00 • Świetlica: poniedziałek - piątek 6:30 - 15:30 •Tel: 81 880 90 03

logo sp

 Nagroda w Turnieju Jednego Wiersza „Nie pisz do szuflady” 2016 (zasięg powiatowy)

 

Drabina do szczęścia

 

Po szczeblach drabiny wspinam się

w pogoni za marzeniami.

Idę po szczęście, do celu mknę.

Chcę dojść tam razem z wami.

Wiele osób stąd i z daleka

doszło do celu i nie narzeka,

Więc i my idźmy po nasze szczęście,

które czeka na nasze nadejście.

Zdobędziemy je wspólnymi siłami,

bo w grupie przyjaciół zawsze radę damy.

Tylko na drogę uśmiech spakujmy.

Ciepłą atmosferę w miłe słowa otulmy

Szczebel po szczeblu dojdziemy razem,

bo przyjaźń jest siłą ukazaną z czasem.

                                                           Julia Kamola

 

 

III miejsce w IX Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Władysława Sebyły zorganizowanym przez Miejski Ośrodek Kultury w Kłobucku za wiersze „Mój świat” i „Listek” – za opis świata, który ujmuje autentycznością przeżyć, gdzie świat przyrody obrazuje ludzkie uczucia; za piękne i bogate słownictwo.

 

Mój świat

 

Mój świat jest jak ósmy cud świata,

pełen miłości, blasku i radości

smutku, żalu, czasem przykrości.

Jest cudowny i szalony

bo szczerością obdarzony.

Kolorowy, najwspanialszy,

bo to mój najukochańszy.

Jest maleńki i zadbany

czasem fałszywy, jednak kochany.

Szczyptą żalu podsypany,

a radości - całe dzbany.

 

                                    Julia Kamola (12 lat)

 

Listek

Jesienną porą pod liści warstwą,

mchu i ziemi zimnej,

brudny, deszczem zapłakany,

bez przyjaciół,

leżał mały listek poszarpany.

Dolą złą oburzony,

samotny i porzucony

ze smutkiem

przez dziurkę wyglądał

i na piękne słońce spoglądał.

Dnia pewnego

przez szczelinę wyjrzał,

lecz słońca już nie ujrzał.

Gdy białe płatki na ziemię spadały,

w smutku zasnął nasz listek mały.

I nigdy już do nas nie powróci,

bo równowagę w przyrodzie przywróci.

                         Julia Kamola (12 lat)

 

 

Wyróżnienie w XXXII Międzynarodowym Konkursie

Literackiej Twórczości Dzieci i Młodzieży im. Wandy Chotomskiej

 

Rudowłosa w nowej szkole

 

Pierwszy września to dzień, kiedy uczniowie po długiej wakacyjnej przerwie spotykają się w swoich szkołach. W tej wielkomiejskiej podstawówce wszyscy zebrali się w sali gimnastycznej. Gwar coraz bardziej dawał się we znaki. Dla szóstoklasistów to ostatni rok w tej szkole, więc zachowują się swobodnie i chcą, by ich zapamiętano.

Do mównicy podeszła pani dyrektor i z uśmiechem powitała swoich uczniów, nauczycieli i pracowników szkoły. Gwar ucichł. Na koniec zaprezentowała zebranym nową uczennicę. Była to wysoka dziewczynka, ubrana w białą koszulę i ciemnogranatowe dżinsy. Jej błękitne oczy nerwowo przejrzały całą widownię w poszukiwaniu pomocy. Rude, długie włosy, splecione w dwa warkocze blaskiem lśniły w promieniach wpadającego przez okno słońca. Dziewczę drżącym głosem powiedziało kilka słów o sobie:

- Jak już wiecie mam na imię Michalina (Michasia). Wcześniej mieszkałam w Warszawie, ale w czasie wakacji wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do Balinowa.

Mam 12 lat i będę z wami chodziła do tej szkoły. Już pani dyrektor poinformowała mnie, że dołączę do świetnej klasy, którą jest VI a - mówiła z przejęciem.

Po spotkaniu z wychowawcą wszyscy wybiegli ze szkoły i w ogromnym pośpiechu zaczęli wsiadać do swoich autobusów. Michalina z przerażeniem w oczach obserwowała zamieszanie jakie wokół niej powstało. Wszyscy popychali ją, gwar zagłuszał jej myśli. Błagalnym wzrokiem szukała pomocy. W końcu zdobyła się na odwagę i zapytała jedną z uczennic klasy V a:

- Hej, skąd jesteś?

- Siema, czego ode mnie chcesz? – nieprzyjaźnie powiedziała Magda.

- Jestem nowa i nie wiem, co mam teraz robić. Który z autobusów jedzie do Balinowa ?

- Zapytaj kogoś innego, bo ja nie mam czasu z tobą rozmawiać - odparła zbulwersowana dziewczyna.

Dwunastoletniej Michasi łzy napłynęły do oczu. Myślała tylko o tym, że w kolejnej szkole, z powodu koloru włosów, będą ją prześladować. Zawiedziona podeszła do nauczycielki poprosić o pomoc w zorganizowaniu jej powrotu do domu. Pierwszy dzień w nowej szkole miło nie zapisał się w pamięci Michaliny.

Następnego dnia rano mama budziła córkę:

- Ej, koleżanko, wstawaj! Zobacz, która jest godzina.

- Mamo, jeszcze chwilkę! Proszę!?

- Wstawaj i nie marudź!

Dziewczyna wyszykowała się do szkoły, zjadła pierwsze śniadanie i zarzuciła - nie przystający do jej wieku - różowy plecak na plecy. Pospiesznie wyszła na przystanek autobusowy.

Na lekcji języka polskiego, gdy wszyscy uczniowie zasiedli w ławkach, pani zapytała, kto chciałby usiąść z nową uczennicą - Michaliną. Nikt jednak się nie zgłosił. Nauczycielka musiała sama wybrać osobę, z którą Michasia będzie siedziała w ławce. Tą osobą została Marysia. Po jej minie można było wywnioskować, że dziewczynie to się nie podoba. W czasie lekcji pomiędzy dziewczynkami toczyła się rozmowa.

- Ej, musisz ze mną siedzieć!? Przesiądź się! - powiedziała złowrogo usposobiona Maryśka.

- A czy ty musisz być taka opryskliwa względem mnie? Co ja ci takiego zrobiłam? – nieśmiało zapytała dziewczyna i rzuciła spojrzenie na całą klasę. - Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi?

- Słuchaj, nie mam zamiaru z tobą się zakumplować, nie chcę nic o tobie wiedzieć, odczep się ode mnie! - szeptała cedząc wyrazy przez zęby. Wyraźnie chciała zniechęcić Michalinę do siebie.

Jutro już nie będę z tobą tu siedziała, wybierz sobie inną ofiarę.

- Ofiarę?! Jaką ofiarę, o czym ty mówisz? Teraz to już zupełnie ciebie nie rozumiem.

Michalina czuła się osaczona, miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą. W głowie kłębiły się myśli, ściskało w gardle, nie mogła wydusić z siebie słowa. Speszona dziewczyna, nie wiedząc co ma jej odpowiedzieć, gwałtownie odwróciła się w drugą stronę. Poczuła, że zyskała przewagę. Jednak do końca lekcji między uczennicami panowała napięta atmosfera. Podczas przerwy rudowłosa samotnie siedziała na parapecie w korytarzu. Wtem zdecydowanym krokiem podeszła do niej grupka chłopaków . Była to słynna „piątka” z VI B: Maciek, Kacper, Mikołaj, Krystian i Kuba. „Nowa”, gdy zauważyła zmierzających w jej stronę pięciu chłopców, wyraźnie się przestraszyła. Sam ich ubiór przerażał dziewczynę. Jeden chodził w dresach i nosił kaptur na głowie, drugi miał szerokie spodnie, czarną rozpinaną bluzę i nigdy nie wyjmował rąk z kieszeni, chyba że potrzebne mu były do potrząśnięcia ofiarą. Trzeci z kapturem na głowie, czwarty - przygarbiony, z drwiącym uśmiechem pokrzykiwał w jej stronę: ,,Szykuj się, idziemy po ciebie!”. Ten był najstraszniejszy. Piąty - ubrany w dżinsy i tishert – wyglądał niegroźnie. Bez trudu można było się domyślić, że „banda” nie podeszła do niej, by się zaprzyjaźnić. Dwaj z nich zabrali dziewczynce plecak, a pozostałych trzech przytrzymywało swoją ofiarę. Wokół miejsca zdarzenia zebrało się wiele dziewczyn, które obrzucały Michalinę przykrymi wulgaryzmami.

- Michaśka nie wyrywaj się, bo będzie boleć! – groźnie zabrzmiały słowa Kacpra – my tylko przeszperamy twój plecak. Sprawdzimy, co ty ciekawego w nim nosisz?

- A co cię to interesuje, czego ode mnie chcecie? Przecież ja wam nic nie zrobiłam!

Mówiąc to, dziewczynka próbowała wyszarpnąć się z rąk napastników.

- Ooo …, co my tu mamy ciekawego?! – kpili Krystian i Kuba i bez skrupułów szperali w plecaku uczennicy.

Ej, Mikołaj, popatrz! Znalazłem portfel. Może kasy na coś potrzebujesz?

- Dobrze się składa, ostatnio mama nie dała mi kieszonkowego, a chciałem sobie nabyć nową grę - powiedział Mikołaj, zatykając usta Michaliny, ponieważ ta chciała krzyczeć.

Chłopcy zabrali całą zawartość portfela dziewczynki - 230zł i odeszli od niej, jak gdyby nigdy nic. Dyżurujący nauczyciel nie zauważył zdarzenia, gdyż działo się to bardzo szybko. To tylko w wyobrażeniu dziewczyny czas się zatrzymał albo przeciągał w nieskończoność. Michasia z płaczem pobiegła do toalety. Zadzwonił dzwonek, ale przestraszona dziewczyna nie chciała wrócić na lekcje. Wiedziała, że została ośmieszona przed - co najmniej - połową klasy.

Pani już na początku lekcji matematyki zauważyła, że Michaliny nie ma w klasie. Zapytała, co dzieje się z nową uczennicą. W klasie panowała grobowa cisza.

Nagle z głębi sali dało się słyszeć:

- Może wiewiórka poszła do lasu?!

- Nie rozumiem, co się dzieje? - zapytała strwożona nauczycielka, nigdy dotąd nie spotkała się z podobną uwagą. – O czym ty, Maciek, mówisz?

- Nic takiego, proszę pani. Rozmawialiśmy o tym, że Kuba wczoraj złapał dziką wiewiórkę…

Pani poprosiła Wiktorię, aby poszukała koleżanki. Dziewczynka migiem pobiegła do toalety, gdyż domyślała się, że po zdarzeniu na przerwie tylko tam może ją znaleźć. Gdy otworzyła drzwi sanitariatu, jej oczom ukazał się przykry widok. W kąciku przy zlewie na podłodze siedziała spłakana Michalina.

-Hej, Michasia, co się dzieje, czemu płaczesz? Czy coś się stało? - pytała z przejęciem koleżanka z klasy.

- Jaaak… myyyślisz?!

Chlipiąc z płaczu, dziewczynka próbowała zainteresowanej koleżance przybliżyć swoją sytuację. Na sercu zrobiło jej się ciepło, ponieważ od dawna nikt w szkole życzliwie do niej się nie zwrócił. Poczuła, że nareszcie może komuś zaufać.

- Nie widziałaś, co się stało na przerwie? Podeszli do mnie i zabrali mi wszystkie pieniądze, które od dawna zbieram na nowy rower. A to wszystko, dlatego że jestem ruda. Czy w każdej szkole będą mnie z tego powodu prześladować? - opowiadała poprzez łzy, które płynęły jej z oczu jak wartki strumień w górach.

- Nie przejmuj się. Chodźmy do klasy i opowiesz o wszystkim pani.

Wiktoria wzięła Michalinę za rękę i zaprowadziła do klasy.

Gdy wchodziły do sali, słychać było głosy: ,,Ej, ruda ryczy ‘’, ,,O, rudzielec się poryczał, „ Dobrze jej tak „. To doprowadziło dziewczynę do jeszcze większego płaczu. Pani próbowała uspokoić klasę, bowiem zauważyła, że jej uczennica jest zapłakana. Zaniepokoiło ją to. Niezwykłe też było zachowanie uczniów tej klasy, więc od razu zapytała, co się dzieje. Michasia opowiedziała o wszystkim, co spotkało ją w tej szkole. Chwilę później rudowłosa rozmawiała o tym z dyrektorem szkoły.

Pani dyrektor z wielkim przejęciem wysłuchała opowieści dziewczynki. Była zdumiona, że uczniowie z jej szkoły w tak okrutny sposób dopuścili się łamania regulaminu.

- A jak zachowywali się inni uczniowie? Nikt ci nie pomógł, nie zawołał nauczyciela dyżurującego?

- Nie, wszyscy stanęli naokoło i śmiali się ze mnie, obrażali mnie, wypowiadali przykre słowa i wyzywali mnie.

- Jak to mogło mieć miejsce w naszej szkole! – rozmyślała dyrektorka. – Michasiu, przepraszam cię za naszych uczniów. Wiem, że z tego samego powodu już kilkakrotnie zmieniałaś szkołę. Myślę, że więcej nasi uczniowie już cię nie zaniepokoją.

Pani dyrektor natychmiast wezwała uczniów klasy VI B. Rozmowa dyscyplinująca w gabinecie dyrektora toczyła się ponad godzinę. Obyło się bez wzywania rodziców do szkoły. Mikołaj musiał oddać wszystkie pieniądze i przeprosić koleżankę.

Niepokoje rudowłosej nie zakończyły się. Uczniowie nadal dokuczali dziewczynce.

Michasia stała się chodzącym kłębkiem nerwów: była roztargniona, smutna i stale drżały jej ręce. Strach z każdym dniem wzmagał się.

Pewnego ranka mama weszła do pokoju córki, by ją obudzić:

- Córeczko, wstawaj, czas do szkoły!

- Mamo, ja nie chcę, boję się!

- Dlaczego się boisz? - pytała zaniepokojona mama. - Czy ktoś ci dokucza?

Mama bowiem nie wiedziała o incydencie z szóstoklasistami.

- Mamo w tej szkole jest tak samo: dokuczają mi, obrażają, wyzywają mnie. A wszystko przez to, że jestem ruda.

- Czemu dopiero teraz o tym mi mówisz?

- Myślałam, że kiedyś ten koszmar się skończy, ale jest coraz gorzej.

- Dziś pójdę z tym do dyrektora. Nie płacz już, tylko ubierz się i idź do szkoły. Ja cię później odbiorę z niej.

- Mamo, proszę cię, nie rozmawiaj o tym z dyrektorką, bo będzie jeszcze gorzej. Może sobie sama jakoś z tym poradzę.

- Okay, nie martw się! – uspokajała córkę i pospiesznie wyszła z domu, gdyż była umówiona w sprawie pracy.

Dziewczynka wyszła na autobus. Na przystanku czekała ją nieprzyjemna niespodziana. Wysoka brunetka, o błędnych ciemnych oczach, ubrana w szary dres i czarną, rozpinaną bluzę podeszła do Michaliny. Nic nie mówiła, tylko popchnęła dziewczynę, aż ta przewróciła się i wpadła do rowu. Michalina zdarła sobie kolano i łokieć. Nikt nie podszedł do niej i nie pomógł jej wstać. Gdy obolała rudowłosa w szkole siedziała na ławce, podeszła do niej banda chuliganów i skopała dziewczynkę. Przerażona szóstoklasistka nie wiedziała, co zrobić, więc zaczęła krzyczeć najgłośniej jak potrafiła, by dyżurująca pani ją usłyszała. Jednak hałas panujący w korytarzu zagłuszył krzyk Michaliny. Znowu nikt jej nie pomógł. Gdy chłopcy się znudzili, odeszli od swej ofiary. Na nogach dziewczynki pojawiły się siniaki.

Niespodziewanie do szkoły przyjechała mama Michaliny, by odbyć rozmowę z dyrektorem:

- Pani dyrektor, zostałam zapewniona, że moja córka będzie tu przyjęta miło i serdecznie, i nikt jej nie skrzywdzi, a tymczasem jest coraz gorzej.

- Przepraszam panią za moich uczniów, nie wiem, jak to się stało. Nigdy dotąd nie było podobnych skarg, ale obiecuję pani, że wszystko wyjaśnimy, a sprawcy poniosą stosowną karę.

- Dobrze, wierzę pani na słowo - odpowiedziała mama Michasi.

Następnie poszła po córkę i razem wróciły do domu. Michalina była przekonana, że od dziś wszystko się zmieni, chłopcy - po rozmowie z panią dyrektor - przestaną jej dokuczać. Następnego ranka z uśmiechem na twarzy zaczęła się szykować do szkoły. Ubrała się w jasne dżinsy, czerwoną koszulę w kratkę i brązowe botki. Tak przygotowana pewnym krokiem zmierzała w stronę przystanku.

W szkole było dość spokojnie. Jednak w tym dniu coś się zmieniło. Na dwóch pierwszych lekcjach Michalina siedziała w ławce sama. Trzecia lekcja była dla niej zaskoczeniem. Gdy zadzwonił dzwonek i wszyscy weszli do klasy, obok Michasi usiadła znajoma już jej osoba. Była nią Wiktoria, która poprzedniego dnia odnalazła zapłakaną Misię w toalecie. Był to wspaniały gest, który na twarzy dziewczynki wywołał promienny uśmiech.

- Hej, nie będzie ci przeszkadzać, jeżeli usiądę z tobą? - zapytała onieśmielonym głosem Wiktoria. - Ja siedzę sama i zauważyłam, że ty również. Myślę, że obu nam będzie raźniej.

- Ojej, po raz pierwszy w tej szkole, oprócz pani dyrektor i nauczycieli, ktoś jest dla mnie miły. Dziękuję ci. Oczywiście, że możesz ze mną siedzieć - oznajmiła bardzo podekscytowana Michasia.

Między dziewczynami wywiązała się cicha rozmowa.

- Masz bardzo fajny i nowoczesny styl, zazdroszczę ci. Ja nie umiem się ładnie ubrać – narzekała Wiktoria, podbudowując na duchu sąsiadkę z ławki. - Ta koszula bardzo pasuje do tych spodni, niesamowite, ale ty masz świetny gust.

- Ty też dobrze wyglądasz, ładnie się ubierasz, nie bądź taka krytyczna wobec siebie. Jesteś bardzo ładna i to ja ci powinnam zazdrościć urody. Tylko popatrz na moje włosy, rozdwojone końcówki, krzywo obcięte i - co najgorsze – są rude.

- Już dobrze, nie gadajmy głupot. Obie jesteśmy piękne, zabawne i mądre – przerwała z uśmiechem Wiktoria. - Tylko żaden chłopak jeszcze tego nie odkrył.

Dziewczyny przegadały całą lekcję. Rozmawiały o sobie, swoich przeżyciach i rodzinie itp. Od tamtej pory stały się nierozłączne. Z radością patrzyły w przyszłość. Dzięki Wiktorii Michasia już nie zamartwiała się swoimi rudymi włosami. Cieszyła się, że znalazła bratnią duszę. Z życia szczęście czerpała całymi garściami. Razem pokonywały wszelkie przeszkody i przekraczały granice.

Chłopców z VI b nie ominęła jednak kara. Pani dyrektor odbyła z nimi i ich rodzicami rozmowę. Wspólnie wymyślili karę dla uczniów za łamanie prawa. Chłopcy przez miesiąc zostawali po lekcjach i przez dwie godziny sprzątali w klasach i teren przyszkolny. Uczniowie nie sprzeciwiali się, tylko pokornie odbyli karę. Ich szkoła lśniła czystością.

Od tamtej pory już nikt nie dokuczał Michasi, która w nowej klasie znalazła przyjaciółkę. Ich przyjaźń przetrwała okres nauki w gimnazjum i nic nie wskazuje na to, że może się zakończyć. W szkole znowu zapanowała miła atmosfera, sprzyjająca uczeniu się i nawiązywaniu nowych przyjaźni.

 Julia Kamola - 13 lat

 

 

 

Wyróżnienie w XXXI Międzynarodowym Konkursie Literackiej Twórczości Dzieci i Młodzieży im. Wandy Chotomskiej

 

Spełnione marzenie

 

 

W pewnej szkole, która zyskała miano  ,, Sportowa  Duma’’ przewagę liczebną stanowili chłopcy. Pośród nich byli uczniowie  Mateusz i Jacek i wielu innych …. . Jednak nasza historia oprze się na tych dwóch bohaterach.

       Pewnego razu Jacek i Mateusz przechadzali się korytarzem. Wśród szumu, śmiechu i uczniowskiego gwaru dostrzegli na ścianie zadziwiający ich plakat.

- Słuchaj Jacek, przyjmują do drużyny koszykówki! – znacząco informował Mateusz.

- I co, zapisujemy się? – zapytał po namyśle Jacek, który pospiesznie zbliżył się do plakatu i szczegółowo przeanalizował zamieszczone tam informacje.

- Spoko, możemy spróbować. Super byłoby razem ćwiczyć. Od najmłodszych lat marzyłem, by trenować w jakimś klubie i stać się znanym sportowcem.

- Ale najtrudniej będzie  z naborem… Ten test sprawności fizycznej trochę mnie martwi – oceniał swą sprawność zakłopotany Jacek.

- Mam nadzieję, że się dostaniemy – pocieszał kolegę Mateusz.

Jak zwykle był on pełen optymizmu i przekonywał przyjaciela do większej wiary w siebie:

- Na 99%… Jestem pewny, że się dostaniemy. Przecież w szkole jesteśmy mistrzami.

- Ale jeżeli jeden z nas się nie dostanie, to między nami nic się nie zmieni? Nadal będziemy kumplami i wzajemnie będziemy się wspierać?! - snuł refleksje Jacek.

- Okay, już nie mogę się doczekać środy.

- To tylko 2 dni. Lepiej się przygotuj!

Chłopcy odeszli od plakatu i każdy poszedł w swoją stronę. Następnego dnia spotkali się w sali gimnastycznej, aby wspólnie poćwiczyć. Wzięli piłki do koszykówki i kozłowali piłkę prawą i lewą ręką, później podawali do siebie, a na koniec trenowali rzuty do kosza. Stwierdzili, że doskonale im idzie, więc postanowili zaprzestać ćwiczeń i poszli na pozostałe lekcje. Gdy nadszedł dzień naboru do drużyny, Jacek i Mateusz byli strasznie zestresowani. Chłopcy martwili się, że nie zdadzą testu sprawnościowego.

Po 15 minutach oczekiwania nadeszła kolej Jacka. Wszedł do sali gimnastycznej i przed komisją kwalifikacyjną zaprezentował swoje umiejętności: kozłowanie, podania i rzuty do kosza. Po naradzie komisji werdykt brzmiał:

- TAK,  jesteś przyjęty.

Chłopiec wyszedł z sali z udawanym smutkiem.

- Jejku, co ja zrobiłem! – z niezadowoleniem w głosie i smutnym wyrazem twarzy Jacek czynił sobie wyrzuty.

- I co, dostałeś się?  - dopytywał zniecierpliwiony Mateusz.

- No jak to, masz jeszcze wątpliwości? Dostałem się do drużyny koszykówki! - wykrzyknął z radością Jacek. - Przecież wiesz, że jestem w tym dobry.

- Jak fajnie! Bardzo się cieszę i gratuluję ci!

Mateusz uścisnął rękę kolegi i poklepał go po ramieniu.

- A teraz moja kolej. Mam nadzieję, że mi też się poszczęści i się dostanę… - dodał z niepewnością w głosie i podszedł bliżej drzwi, z których powinien wyjść poprzedni kandydat. Stał ze spuszczoną głową, zaciskał pięści i czuł, że pocą mu się dłonie.

- Trzymam za ciebie kciuki! – powiedział Jacek, nie mogąc zapanować nad rozpierającą go radością. Zrobił kilka obrotów na pięcie, podszedł do ściany i uderzył w nią zaciśniętą pięścią.

Tymczasem Mateusz poszedł na sprawdzian kwalifikacyjny. Miał wykonać wylosowany przez siebie zestaw: kozłowanie piłki ze zmianą kierunku, podania piłki sprzed klatki piersiowej, rzuty do kosza z różnych pozycji. Był pewien, że sobie z tym poradzi. Jednak nie poszło mu dobrze. Nie zakwalifikował się do drużyny. Wyszedł z sali zapłakany.

- Mateusz, co się stało? Nie dostałeś się? Dlatego płaczesz? – dopytywał się Jacek.

- Wiesz co? Już mnie nie obchodzi ta wasza drużyna koszykówki! Możesz sobie chodzić na treningi sam, bo mnie to już nie interesuje…! Tak, nie dostałem się! Zadowolony?!                

Mateusz odszedł zapłakany, a Jacek - począwszy od przemyślenia wszystkich spraw - poszedł na pierwszy trening. Poznał tam pięciu nowych - według niego - lepszych od Mateusza przyjaciół. Nazywali się Krystian, Kuba, Kacper, Bartek i Tomek. Chłopiec najbardziej polubił Bartka. Szkolna przyjaźń Mateusza z Jackiem zakończyła się na dobre. Już przez kilkanaście dni nie rozmawiali ze sobą.

Na jednym z treningów trener poinformował chłopców, że za trzy dni rozegrają mecz koszykówki ze szkolną drużyną z sąsiedniej miejscowości. Chłopaki solidnie  trenowali przez dwa dni, bo trzeci dostali na odpoczynek. Jacek postanowił się zabawić. Ze swoimi dwoma braćmi poszedł do ogrodu - położonego tuż za domem - poskakać na skakance. Jacek chciał pobić rekord skoków brata w liczbie 342. Niestety, nie skończyło się to dobrze. Chłopiec skręcił prawą nogę w kostce. Położył się spać, ale dręczyły go straszliwe koszmary. Przeszywający ból kostki był nie do zniesienia. Sportowiec nie wiedział, co będzie się działo jutro. Jak zareagują chłopcy, gdy się dowiedzą, co się stało. Bał się, że zawiedzie swój zespół. Sumienie nie dawało mu spokoju.

Następnego dnia mama podwiozła chłopca do szkoły. Od razu poszedł powiadomić o swoim wypadku drużynę:

- Siema, chłopaki! Mam złe wieści. Jest mi bardzo przykro, ale nie mogę dziś z wami zagrać, bo skręciłem sobie kostkę. – Sorry! - dodał zawiedzionym głosem.                                  

- Jejku, co my mamy zrobić? – zawołał Bartek. - Jeżeli nie będziemy mieli pełnego składu, to nie zagramy.

- Nie będzie tak źle. Mam pewien plan! – krzyknął Jacek. - Na kwalifikacjach Mateusz spisał się całkiem nieźle, więc pomyślałem o nim.

- Przecież jesteś z nim w konflikcie. Nie namówisz go – odezwał się Krystian.

- A i owszem…- wypowiedziawszy te słowa Jacek głęboko się zamyślił.

Cała drużyna w wolnym tempie, z uwagi na skręconą kostkę Jacka, poszła  szukać Mateusza. Po kilkunastu minutach poszukiwań udało się go znaleźć.

- Mateuszu, proszę cię, zagraj z nimi ten dzisiejszy mecz. Odrzućmy na bok wszelkie nasze spory. Pomożesz nie mnie, ale całej naszej drużynie, a jednocześnie uratujesz honor naszej szkoły. Przez moją głupotę teraz  mamy niepełny skład. Zgodzisz się? – pokornie prosił Jacek.

- Jacku, oczywiście, że się zgodzę. Czekałem aż do mnie podejdziesz, abym się z tobą jak najszybciej mógł pogodzić. Po tym, co powiedziałem w dniu kwalifikacji i jak się zachowałem, nie mogłem zdobyć się na odwagę, by podejść do ciebie i przeprosić cię za swój nietakt – tłumaczył się Mateusz. - O której ten mecz?

- Za 30 minut.

Mateusz uśmiechnął się, dołączył do drużyny Jacka i z grupą poszedł do szatni, aby przebrać się w sportowy strój. Jacek tymczasem zajął miejsce na trybunach, by móc kibicować swojej drużynie. Po upływie 30 minut rozpoczął się mecz. Jacek pomyślał, że dzisiejsza sytuacja to prawdziwe zrządzenie losu. Bardzo się cieszył, że jego przyjaciel mógł zrealizować swoje niespełnione marzenie.

Do końca meczu została już tylko minuta, a wynik był remisowy. Nagle Mateusz zdobył piłkę i w ostatnich sekundach rzucił ją do kosza. Na szczęście trafił. Wszystkich ogarnęła radość i zachwyt nad pięknym rzutem. Z trybun posypały się gromkie oklaski i radosne okrzyki. Na boisku również zawrzało. Koledzy z drużyny nosili Mateusza na rękach i gratulowali mu. To dzięki niemu odnieśli zwycięstwo. Wszystko się dobrze skończyło.

      Przyjaźń została ocalona a mecz wygrany. Mateusza przyjęto do drużyny. Chłopcy będą chodzili już razem na treningi, ale muszą jeszcze poczekać, aż kostka Jacka wróci do formy.

 

Julia Kamola - 11 lat

 

Informacje prawne

Kontakt

© Szkoła Podstawowa im. A. Mickiewicza w Żyrzynie. Wszystkie prawa zastrzeżone.

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.